Tytuł: What the hell with us.
Paring: ChanBaek
Długość: Chaptered
Rodzaj: Dramat, Romans,Psychologiczny, Kryminał
Rating: G, NC-17
Paring: ChanBaek
Długość: Chaptered
Rodzaj: Dramat, Romans,Psychologiczny, Kryminał
Rating: G, NC-17
Rozdział 3.
Obudził mnie hałas. Zmarszczyłem czoło i przecierając oczy
otworzyłem je. Rozejrzałem się po pokoju i zobaczyłem zamknięte drzwi. Chanyeol
nigdy nie zamykał drzwi do sypialni w ciągu dnia jeśli byliśmy sami… Wstałem i
już miałem ruszyć w ich kierunku, gdy moich uszu doszły krzyki dochodzące z
korytarza. Znałem ten głos. Znałem go zbyt dobrze. Drake. Już chciałem wrócić
do łóżka i udać, że mnie nie ma, ale zza drzwi dobiegł mnie niepokojący huk.
Zamarłem. Miałem gdzieś to, że Drake mnie zobaczy, czy też nie. Otworzyłem
drzwi z impetem i wpadłem do korytarza z kołaczącym jak dzwon sercem. Dwójka
obecnych w pomieszczeniu zwróciła ku mnie zmrok. Chanyeol leżał na podłodze z
rozwaloną wargą, a pochylający się nad nim Drake, który trzymając Chanyeola za
koszulę zaraz przy szyi, podnosił go lekko ku górze, nie spuszczając ze mnie
wzroku wyprostował się i szarpiąc rudzielcem odrzucił go na bok. Uśmiechnął się
drwiąco.
- No proszę, kogo moje oczy widzą – zaczął. – Widzę
braciszku, że wciąż obracasz się wśród tego samego towaru. – zakpił. – Jeszcze
ci się nie znudził?
- Wyjdź. – mruknąłem. Miałem dość jego drwin i zbędnych
uwag. – Wynoś się, Drake! – krzyknąłem widząc, że nie reaguje, tylko głupio się
uśmiecha.
- Jeszcze tu wrócę. – zagroził i wyszedł trzaskając drzwiami.
Jeszcze przez chwilę patrzyłem na drzwi, po czym podszedłem do wciąż siedzącego
na ziemi Chanyeola. Przyklęknąłem obok niego i chciałem obejrzeć jego ranę.
Jednak on odepchnął mnie gwałtownie tak, że tracąc równowagę poleciałem do tyłu
uderzając plecami o drewnianą podłogę.
- Kretyn... – warknął. – Miałeś siedzieć cicho i udawać, że
Cię nie ma! Miałeś się nie wtrącać! – wrzasnął i wyszedł do łazienki trzaskając
drzwiami. Siedziałem na środku korytarza i wpatrywałem się w martwy punkt
próbując zrozumieć co się dzieje i opanować drażniący ból w lewej łopatce.
Czyli co? Dawny Chanyeol wraca? Wszystko jak zawsze musiał zniszczyć Drake…
Gdyby tylko mógł zostawić Channiego w spokoju.. Zniknąć z jego życia… Wtedy na
pewno byłoby o wiele prościej. Tylko, że ciężko będzie się pozbyć kogoś takiego
jak Drake. To chyba wręcz nie możliwe…
Podniosłem się i rozmasowałem obolały łokieć, łopatki nie
byłem w stanie dosięgnąć na tyle, by ją rozmasować. Udałem się spokojnie do
sypialni i ubrałem na siebie dresowe, szare spodnie i czarny T-shirt.
Postanowiłem zignorować wybuch swojego chłopaka i zabrać się za przygotowanie…
obiadu? Tak długo spałem? Widząc na zegarze wybijające właśnie południe
zrezygnowałem ze śniadania i zabrałem się za obiad. Już miałem zabrać się za gotowanie ryżu,
kiedy usłyszałem huk uderzających o ścianę w korytarzu drzwi do łazienki.
Wyjrzałem z kuchni i zobaczyłem Chanyeola, który ubierał buty.
- Wychodzisz? – spytałem cicho nie chcąc się narazić i
przypadkiem nawinąć się pod jego rękę.
- Nie czekaj z obiadem. – mruknął pod nosem.
- Ale… - zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć wyszedł
trzaskając drzwiami. Zostałem sam, a wokół nie unosiła się nieprzyjemna cisza
zmieszana z rozchodzącą się w powietrzu złością. Przysiadłem na brzegu kanapy i
wpatrywałem się w zwiędnięte kwiaty w doniczce. O co poszło tym razem? Znowu o
pieniądze? Czy może o sam fakt istnienia braterskiej więzi między nimi, której
obaj tak bardzo nienawidzili? Westchnąłem ciężko i wróciłem do kuchni. Wyłączyłem
gaz, na którym grzał się obiad. Ode chciało mi się jeść. Poszedłem do salonu i
podszedłem do okna. Oparłem się na wyprostowanych rękach o parapet i
przyłożyłem czoło do zimnej szyby. Wypuściłem ciężko powietrze i spojrzałem na
ulice. Z czwartego piętra naprawdę wiele można zobaczyć… Dostrzegłem Chanyeola,
która stał na rogu z jakimś gościem, który miał kaptur na głowie. Chyba się
kłócili. Obaj wymachiwali rękoma i coś natarczywie sobie tłumaczyli. Tamten
zaczął Chanyeola lekko pchać energicznymi ruchami ręki, która uderzała o
ramiona rudzielca. Chanyeol szarpnął się odrzucając rękę drugiego. Odwrócił się
na pięcie i poszedł szybkim krokiem w przeciwnym kierunku. Tamten coś krzyknął
i pobiegł za nim. Próbowałem obserwować ich dalej, ale widoczność ograniczało
mi okno, które zostało pozbawione klamki po tym, jak rok temu Drake o mało mnie
przez to okno nie wyrzucił… Osunąłem się na dywan, zamknąłem oczy, odchyliłem
głowę w tył opierając ją o zimną, odrapaną ścianę i siedziałem tak przez kilka
minut. Wsłuchiwałem się w panującą ciszę i tykanie tego cholernego zegara.
Zaczęło mnie to wszystko denerwować. To miejsce, ta cisza, ta cholerna,
wyprowadzająca z równowagi pustka, która towarzyszyła mi zamiast kochanego
przeze mnie człowieka. Wstałem gwałtownie i poszedłem pod prysznic. Gdy
strumień gorącej wody oblał moje nagie ciało syknąłem. Przesunąłem dłonią po
plecach i poczułem lekkie zgrubienia, zadrapania. No tak, paznokcie Chanyeola…
Zapomniałem, że nie tylko ja wbiłem w jego ciało wczoraj swoje paznokcie. Tyle,
że moja skóra na pewno była bardziej wrażliwa… Nie ważne. Wziąłem ten prysznic,
ubrałem się i postanowiłem odwiedzić dawnego przyjaciela. Miałem nadzieję, że
jeszcze mieszka w tym samym miejscu… Wziąłem taksówkę i pojechałem do jednej z
bogatszych dzielnic Seulu. Tao miał dużo pieniędzy, ale nigdy nie odważyłbym
się prosić go o pomoc, pożyczenie pieniędzy czy załatwienie pracy. Był
świetnym, przedsiębiorczym człowiekiem, którego marzeniem było otwarcie własnej
firmy. Ciekawe, czy mu się to udało…
Stanąłem przed drzwiami jego domu. Był tak samo okazały, jak
rok temu. No, może pojawiło się trochę ulepszeń i udoskonaleń tu i ówdzie.
Wziąłem głęboki wdech i wcisnąłem przycisk na domofonie.
- Tak? – usłyszałem ciepły, kobiecy głos. Zwątpiłem. –
Hallo? Przecież cię widzę… - Dodała po chwili. No tak, przecież mieli kamerę.
- Dzień dobry… Bo ja… - nie bardzo wiedziałem, co powiedzieć…
- J-jest Tao? – wydukałem w końcu. Usłyszałem dźwięk, który sygnalizował
otwieranie furtki. Popchnąłem ją i wszedłem na teren posesji. Rozejrzałem się
dookoła i powolnym, niepewnym krokiem szedłem ku drzwiom frontowym. Usłyszałem
dźwięk przekręcanego w nich zamka. Spojrzałem w tamtą stronę i po chwili
zobaczyłem śliczną, młodą brunetkę, która w nich stała z dzieckiem na ręku.
Nagle pojawił się w nich też blondyn. Przyjrzał mi się uważnie, po czym
serdecznie się uśmiechnął.
- Uszczypnijcie mnie! – krzyknął radośnie. – Baekhyun! – roześmiał
się i zszedł do mnie po schodkach. Podrapałem się w tył głowy. Zrobiło mi się
głupio, zostawiłem go tak bez pożegnania, słowa wyjaśnienia, nawet nie
powiedziałem mu wtedy, że wyjeżdżam. A on najnormalniej w świecie ucieszył się
na mój widok. – Wróciłeś! Myślałem, że
już się nie zobaczymy, zapadłeś się jak kamień w wodę… - zrobił lekką pauzę,
wziął głębszy oddech. Jakby zastanawiał się, czy to powiedzieć, czy nie. –
Miałem nawet przypuszczenia, że to robota tego całego Chanyeola…
Na te słowa stanąłem jak wryty. Oskarżał go o to, że on
mógłby mi coś zrobić? Znaczy… No robił, często. Ale wiem, że nigdy nie
posunąłby się aż tak daleko. Nie on.
- Wchodź, zapraszam. – Tao wskazał gestem dłoni swój dom. –
Poznasz moją rodzinę. Co Cię sprowadza do Seulu? Gdzieś Ty w ogóle był? Wszystko
musisz mi opowiedzieć!
Zarzucił mnie setką pytań i informacji. Miał rodzinę? Jest
właścicielem firmy? Mam mu wszystko opowiedzieć? Nie wiem, czy powinienem… Ale
postanowiłem oddać się temu spotkaniu. W końcu miałem okazję choć na chwilę
pobyć w innym świecie…
Wszedłem do środka, gdzie moje oczy zostały lekko oślepione
czystością, porządkiem i elegancją tego miejsca. Wszystko było idealne, każdy
szczegół dokładnie dopasowany, wszystko trzymało się swojego stylu. To trzeba
było mu zarzucić, był pedantem do kwadratu. Wszystko musiało być na swoim
miejscu, dokładnie ustawione, wszystko na swoim miejscu, dopasowane i idealne.
Tao był ułożonym, eleganckim i porządnym człowiekiem, z zamożnej rodziny. Był
naprawdę w porządku. Znaliśmy się już od dawna, to on mnie zawsze wspierał, gdy
miałem trudne chwile, czy problemy. Jednak nigdy nie pozwoliłem mu pożyczyć mi
pieniędzy. Potrzebowałem prawdziwego przyjaciela, nie jego pieniędzy i rzeczy
materialnych.
- To moja żona, Sinmyeon. A to nasze dzieci, pięciomiesięczny
Jinyoung i jego siostra bliźniaczka, Seomin. – przywitałem się z serdeczną
brunetką, która bujała leżące w wózku bliźniaki. – Siadaj, proszę. Czego się
napijesz? Herbata? Kawa? Woda, sok?
- Kawy poproszę… - odparłem cicho.
- To ja zrobię. – zdeklarowała się Sinmyeon i z uśmiechem
zniknęła w kuchni, zostawiając dzieci pod opieką niańki, która zabrała je do
ogrodu. Zostaliśmy z Tao całkiem sami, nie pamiętam kiedy ostatnim razem
byliśmy razem, rozmawialiśmy.
- No, więc gdzie się podziewałeś? Co się działo? – spytał. –
W ogóle… dlaczego wtedy zniknąłeś?
- Och… To długa historia… - odpowiedziałem cicho gładząc
delikatnie krawędzie bialutkiego obrusu okrywającego stół.
- To przez niego zniknąłeś, tak? – spytał po chwili. –
Zrobił Ci coś?
- Co? Nie, nie! Wyjechałem z własnej woli… - dodałem już
spokojniej. – Miałem wszystkiego dość…
- I gdzie się podziewałeś? Nawet mi nie powiedziałeś, że
wyjeżdżasz… - posmutniał. Zrobiło mi się przykro. Znowu nawaliłem…
- W Londynie, byłem u siostry. Wiem… Przepraszam, to była
taka spontaniczna decyzja. Podjęta pod wpływem chwili.. Której potem żałowałem…
- ostatnie zdanie dodałem już znacznie ciszej.
- Rozumiem, tak bywa. – ożywił się.- Więc? Co Cię sprowadza
z powrotem do Seulu? Kiedy wróciłeś? No i oczywiście gdzie mieszkasz? Masz gdzie
się zatrzymać? – spytał z uśmiechem.
- Wróciłem jakieś kilka dni temu… Dwa.. .Trzy dni temu
może..
- I dopiero teraz do mnie przychodzisz? Chłopie! – klepnął mnie
w ramie i się zaśmiał. – A co Cię sprowadza? Wróciłeś na długo? – zarzucił mnie
ponownie setką pytań i pocałował Sinmyeon delikatnie w usta w podziękowaniu za
kawę, która nam przyniosła.
- To ja wam nie przeszkadzam, idę na górę. – uśmiechnęła się.
– miło było Cię poznać. – skinęła delikatnie głową i zniknęła na schodach.
- Raczej na stałe, jeśli nic się nie popsuje… - mruknąłem
pod nosem.
- Nic się nie popsuje? – powtórzył. – Nic się nie pop… No chyba
żartujesz! – automatycznie przestał się uśmiechać. – Chyba nie chcesz mi
powiedzieć, że do niego wróciłeś…
Co miałem odpowiedzieć? Przecież gdybym zaczął zaprzeczać,
to i tak by nie uwierzył. Po prostu zrezygnowany spuściłem wzrok chowając ręce
pod stołem.
- Co to jest? – spytał i złapał moją lewą rękę. Przyjrzał
się uważnie siniakowi w okolicy łokcia. -Baekhyun! On jest niebezpieczny! –
jęknął. – Mówiłem Ci to od samego początku! To jego sprawka, prawda?! –
warknął. Wyszarpnąłem się z jego uścisku.
- On się zmienił. Z resztą… - zmarszczyłem brwi. – To chyba
nie Twoja sprawa… - dodałem ciszej.
- Nie moja? – prychnął. – Jesteś moim najlepszym
przyjacielem, a Ty mi mówisz, że to nie moja sprawa… Baekhyun, on się nad Tobą
znęca?
- Nie! – krzyknąłem. – Nikt się nade mną nie znęca! To był
wypadek i to nie jego wina. Po prostu straciłem równowagę i upadłem. –
tłumaczyłem się. Sam nie wiem po co.
- Akurat, słyszysz się?! Kogo próbujesz oszukać? Chanyeol
nigdy się nie zmienił i nigdy się nie zmieni!
Rozzłościł mnie. Nie miał pojęcia o niczym, a miał już
okrojone zdanie o moim chłopaku i jak widać nie chciał go zmieniać. Nawet nie
przeszło mu przez myśl, że on mógłby naprawdę się zmienić. Podniosłem się
gwałtownie z miejsca.
- Chyba już pójdę… - rzuciłem i ruszyłem w stronę drzwi.
Dostrzegłem Sinmyeon schodzącą ze schodów, skinąłem jej na pożegnanie.
- Bo co? – krzyknął za mną Tao. - Chanyeol Ci da nauczę za
to, że za długo Cię nie było!? A może znowu Cię pobije?! – zacisnąłem dłonie w
pięści. Odwróciłem się na pięcie.
- Nie masz prawa… skreślać go na starcie. Nie masz o niczym
pojęcia. – wycedziłem przez zaciśnięte zęby i pospiesznie wyszedłem słysząc za
plecami zdenerwowaną Sinmyeon, która karciła męża za jego zachowanie.
Wsiadłem do autobusu i chciałem jak najszybciej być w domu.
Byłem wściekły. Dlaczego Tao nie chciał nawet spróbować zrozumieć naszej
sytuacji? Dlaczego skreślał mojego ukochanego nawet nie dając mu szansy na to,
by spróbował się zmienić? Kiedy tylko autobus zatrzymał się na przystanku
wysiadłem z niego i szybkim krokiem wszedłem do kamienicy. Drake wiedział, że
wróciłem, więc teraz musiałem poruszać się po tym miejscu dwa razy bardziej
ostrożnie. Kiedy stanąłem przed drzwiami i już miałem przekręcić kluczyk w
drzwiach, moim uszom doszły dźwięki głośnej muzyki. Zmarszczyłem brwi i
nacisnąłem klamkę. Kiedy tylko drzwi się otworzyły uderzył we mnie zapach
papierosów, alkoholu i…
- Zioło… - szepnąłem. I zacząłem krztusić się nieprzyjemną
mieszanką. Pół mieszkania było opętane przez szary dym unoszący się w powietrzu.
Co jest? Pomyślałem. Zamknąłem drzwi i zajrzałem do salonu, gdzie spotkałem się
z nieprzyjemnym widokiem. Dudniące w całym mieszkaniu „Dead President”, które
przyprawiało o ból głowy i drażniący oczy i nozdrza dym palonej marihuany,
który był niemalże tak gęsty, że mogłem go kroić nożem przyprawił mnie o
zawroty głowy. Oba fotele były zajęte przez… Jeden z nich był tym mężczyzną w
kapturze, z którym rozmawiał w południe Chanyeol. Drugiego pierwszy raz
widziałem na oczy. Chanyeol siedział na kanapie, ręce miał rozłożone na
oparciu, głowę odchyloną w tył i uśmiechał się pod nosem mrucząc pod nosem
tekst piosenki lecącej… Chciałoby się powiedzieć w tle, ale to raczej wszystko
inne było tłem do tej piosenki.
- O! – jeden z gości rudzielca dostrzegł mnie w drzwiach. –
Chan, gościa masz chyba! – rzucił i roześmiał się. Chanyeol podniósł głowę z
oparcia kanapy i spojrzał w moją stronę. Miał całkowicie zaćpane oczy. Patrzył
na mnie bez żadnych emocji, a ja poczułem jak zaczyna mi się robić słabo.
Uśmiechnął się kpiąco, a ja potrząsnąłem głową, by się ocknąć i szybko wbiegłem
do sypialni zamykając szczelnie drzwi. Otworzyłem okno na oścież i wciągnąłem
nosem świeże powietrze, którego całkowicie było brak praktycznie w całym
mieszkaniu. Gdy w pokoju znalazła się odpowiednia dla mnie ilość tlenu, by móc
swobodnie i trzeźwo oddychać, osunąłem się bezradnie na podłogę. Wplotłem
szczupłe palce we włosy i załkałem.
- Baekhyun… - szepnąłem sam do siebie. – Dasz sobie radę,
poradzisz sobie z tym. Jesteś silny… - szeptałem do siebie naiwnie wierząc, że
moje słowa dodadzą mi sił. Nagle drzwi do pokoju się otworzyły i tym samym
wymieszały moje świeże powietrze z tym paskudztwem unoszącym się za ścianą.
Uniosłem głowę i zobaczyłem stojącego nade mną Chanyeola. Zaskoczył mnie. Czego
chciał? Bo na pewno nie chciał przeprosić… Przykucnął przy mnie i zaczął mi się
przyglądać. Już chciałem coś powiedzieć, gdy ten uśmiechnął się zadziornie i w
mgnieniu oka wpił się w moje usta. Poczułem dym i nieprzyjemny smak w ustach,
który wdzierał się do mojej buzi prosto z ust rudzielca i drażnił nieprzyjemnie
moje gardło. Zacząłem się dusić. Chanyeol odsunął się na moment śmiejąc się i
pozwolił mi uspokoić swój kaszel. Po czym przydusił mnie do ściany, trzymając
moje ręce nad moją głową, drugą ręką sięgnął do mojego krocza i złapał mnie tam
lekko ściskając. Jęknąłem, a on ponownie się zaśmiał i przywarł do moich ust.
Nie chciałem, opierałem się. Nie miałem zamiaru połykać tego paskudztwa, które
próbował mi przekazać przez pocałunki. Był totalnie zaćpany, a ja nie miałem
ochoty tego tolerować. Zacisnął swoją rękę mocniej, co wywołało u mnie falę
bólu i gorąca, która zalała moje ciało. Pod wpływem jęku rozchyliłem lekko
usta, z czego skorzystał rudzielec i wepchnął swój język do moich ust. W końcu
się poddałem, zmęczony, albo osłupiały przez ten chory dym. Sam nie wiem, ale
po prostu zacząłem oddawać jego zachłanne pocałunki. Oderwaliśmy się od siebie,
chłopak puścił mnie, wstał i wyszedł zostawiając mnie całkiem rozstrojonego na
podłodze, pogrążonego we własnych fantazjach, które mieszały się ze złością i
pożądaniem. Sam nie wiem co było silniejsze. Opadłem na ścianę łapiąc oddech i
próbując opanować bicie swego serca…
Moich uszu dochodziły jakieś szelesty, stuknięcia.
Zmarszczyłem nos i chciałem otworzyć oczy, ale poczułem przeszywający moją
głowę ból. Syknąłem i złapałem się obiema rękami za głowę. Przecież nie miałem
kaca, więc dlaczego tak bolała? Powoli rozsunąłem powieki i rozejrzałem się po
pomieszczeniu. Wciąż byłem w naszej sypialni, ale nie pamiętam, żebym kładł się
do łóżka. Uniosłem się na łokciach i spojrzałem w stronę drzwi. Były lekko
uchylone, a zza nich dochodził zapach gorącego ramen. Chanyeol znowu robił
obiad? Zdziwiło mnie to. Ten chłopak z każdym dniem zaskakiwał mnie coraz
bardziej. Nagle mnie olśniło. Strzeliłem sobie w czoło z otwartej dłoni, czego
pożałowałem od razu doznając dodatkowego bólu głowy.
- Aish… - jęknąłem. Robił obiad, bo chciał mnie udobruchać
za wczorajszą… imprezę. Ale tym razem grubo przegiął. Przez niego nawdychałem
się tego świństwa, a wiedział doskonale jak tego nienawidzę. Podniosłem się
powolnie z łóżka i ruszyłem w stronę kuchni, po drodze zaglądając do salonu.
- Syf – mruknąłem pod nosem. – że też mnie to nie dziwi…
Stanąłem w drzwiach kuchni i oparłem się o ich futrynę
krzyżując ręce na piersi. Chanyeol gotował w najlepsze i nucił coś pod nosem.
Och, jaki on radosny. Głąb. Niszczy sobie życie… Jakbym go kopnął raz, a
porządnie, to by widział… Odwrócił się i zobaczył mnie. W jego oczach pojawił
się niepokojący moje serce błysk. Podszedł do mnie z uśmiechem i chciał mnie
pocałować. Odchyliłem głowę i powstrzymałem go kładąc pięść na jego klatce
piersiowej. Wyprostował się i spoważniał. Dostrzegłem kątem oka jego
niezadowoloną minę. Wiem, że tego nie lubił. Ale musi się nauczyć, że nie będę
tolerował jego dziecinnego zachowania. Nie będzie ćpunem. Nie pozwolę na to.
- Zrobiłem obiad. – mruknął. – Smacznego. – rzucił po chwili
i wyszedł do korytarza łapiąc w locie swoją bluzę.
- Czekaj! – rzuciłem za nim. Zatrzymał się i spojrzał na
mnie. – Gdzie idziesz?
- Nie wiem, przed siebie. – odparł wzruszając ramionami.
- Ja nie będę sprzątał tego syfu w salonie. – odparłem i
usiadłem do stołu nalewając sobie zupy.
- Sugerujesz, że mam to sprzątnąć? – parsknął rozbawiony.
- Co w tym śmiesznego? – spytałem całkiem spokojnie. –
Właśnie to sugeruję. – wziąłem pierwszy łyk. – Smaczna. – powiedziałem to
bardziej do siebie, niż do niego.
- Nie będę tego sprzątał. – prychnął i ruszył w kierunku
drzwi.
- Zobaczymy. – postanowiłem przyjąć nieco inną taktykę.
Przestanę się z nim obchodzić jak z jajkiem. Nawet, jeśli miałby mnie znowu
uderzyć.
- Co mówiłeś? – mruknął.
- Nic, nic. Nie czekaj za mną z kolacją. – rzuciłem i
ruszyłem w stronę łazienki. Specjalnie nie zamknąłem za sobą drzwi, zostawiłem
je uchylone.
- Co? – usłyszałem z korytarza. Uśmiechnąłem się pod nosem. –
Jak to mam nie czekać z kolacją? Gdzie Ty idziesz? – mruknął i stanął w
drzwiach przyglądając się temu, jak się rozbieram i szykuję sobie kąpiel.
- Nie wiem, przed siebie. – odpowiedziałem i uśmiechnąłem
się ironicznie.
- Baekhyun… - warknął i zrobił krok w przód. – Nie mów do
mnie w ten sposób…
- Bo co? I niby jakim tonem? Ty możesz tak do mnie mówić, a
ja do Ciebie nie? – spojrzałem na niego z wyrzutem. Podszedł do mnie, złapał
mój nadgarstek i szarpnął mną tak, że uderzyłem plecami o ścianę. Skrzywiłem
się, a Chanyeol obezwładniając mnie przygniótł do ściany i ścisnął mocniej
uścisk. Ale ja wcale nie miałem zamiaru dać za wygraną.
- I co teraz? Uderzysz mnie? – spytałem patrząc mu prosto w
oczy. Chłopak zmieszał się nieco i jeszcze przez chwile ściskał moje nadgarstki
zgrzytając zębami. Czułem jak drży. Szarpnął mną odpychając mnie na bok i
szybko wybiegł z mieszkania. Wyszedłem z łazienki w samych spodenkach i
zawiesiłem wzrok na drzwiach, za którymi zniknął. Uśmiechnąłem się sam do
siebie i poszedłem się wykąpać. Kiedy wyszedłem z łazienki wycierając włosy
poszedłem do kuchni zrobić sobie kawy. Usłyszałem trzask drzwi.
Znieruchomiałem. Postanowiłem jednak wyjrzeć z kuchni. Dostrzegłem sylwetkę
Chanyeola. Spojrzał w moją stronę
smutnym wzrokiem i blado się uśmiechnął. Odwzajemniałem jego uśmiech i podszedłem
do niego. Wspiąłem się na palcach i przytuliłem się do niego. Kiedy odsunęliśmy
się od siebie, spojrzał na mnie zdziwiony.
- Baekhyun-ah… - jęknął rozżalony i wtulił się we mnie
chowając twarz w moim ramieniu. Uśmiechnąłem się i pogładziłem go po głowie. –
Przepraszam… - szepnął niewyraźnie.
- Shh… - wziąłem jego twarz w dłonie i uśmiechnąłem się do
niego. - Powstrzymałeś się. A to już wiele.
- Wcale nie, wciąż mogę Cię… - nie chciałem tego słuchać.
Złożyłem na jego ustach czuły pocałunek i mocno się do niego przytuliłem. Zmarszczył
czoło, spuścił głowę i westchnął ciężko..
– Dobra, pomogę Ci to posprzątać… - mruknął, odrzucił kurtkę
na szafkę z butami i ruszył do salonu. Zaśmiałem się bezdźwięcznie i ruszyłem
za nim.
Tego popołudnia naprawdę uwierzyłem, że jest szansa, że damy
radę. Dałem się może ponieść emocją i głupiej nadziei, ale tego dnia poczułem,
że naprawdę jestem w stanie mu pomóc, że razem damy sobie jakoś radę i uda nam
się to wszystko jakoś przeżyć bez większych strat. Chociaż nie wziąłem pod
uwagę tego, że jednak nie agresja Chanyeola będzie naszym największym problemem…
lubię twoje opowiadania^^
OdpowiedzUsuńwczuwam się w Baekhyuna i rozumiem co czujr przez co całość jeszcze bardziej mi się podoba^^
weny na dalsze części^^
(wpadnij czasem do mnie http://www.take-my-heart-kpoplovers.blogspot.com/?m=1 piszę główne o EXO więc może coś ci się spodoba^^)
jeszcze raz: hwaiting^^
dziękuję <3 jeszcze dziś zajrzę ;*;)
UsuńIdealnie. *3* Tak jest idealnie... ;_;
OdpowiedzUsuńNie mogę się już doczekać dalszego ciągu... ;-; ;3
Boże to opowiadanie jest świetne...Nie takie przesłodzone jak większość i w ogóle..Czekam na dalsze części ;3;
OdpowiedzUsuńMiałam się popłakać, ale chyba zapomniałam jak to się robi. Od pierwszej części. Łzy w oczach, nie wiem czy mam feelsować przez słodkość, czy płakać ze słodkości i brutalność, tego jak Chan krzywdzi Baeka.. Wiem tylko tyle, że opowiadanie jest cudowne i pragnę więcej. Przez cały czas jak czytałam to z niewiadomych przyczyn się trzęsłam. Tak bardzo pokochałam to opowiadanie. Czekam na dalsze części z utęsknieniem.
OdpowiedzUsuńHwaiting ♥
Ach nic tylko dziękować mojej bezsenności <3 To opowiadanie jest mega ciekawe. Piszesz w taki sposób że odczuwam każdą emocje w nim zawartą, a uczucia Baekhyuna stają się moimi. Pisz szybko nowy rozdział bo akcja staje się coraz ciekawsza~ Weny!
OdpowiedzUsuńN~
kocham to opowiadanie tak bardzo asdrgtrhyytjntyjv <3 moment, gdy Baek odwiedził Tao był taki... lekki? nie wiem jak to ująć, po prostu ucieszyłam się na samą myśl, że biedny Baekhyun wreszcie spotka się z dawnym przyjacielem, chociaż wiemy jak to się skończyło. no i najarany Chanyeol... wiadomo, że nie bardzo podoba mi się ta wizja jego i to, że jest agresywny ale w tym opowiadaniu nie zwracam na to zbytnio uwagi. czytałam jednym ciągiem z zapartym tchem i znowu jestem pod wrażeniem twojego talentu do pisania ♥ kolejnych tak dobrych rozdziałów nie tylko WTH, hwaiting! <3
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie jest takie przygnębiające a za razem piękne. Bardzo dobrze piszesz i doskonale wcielasz się z Bacona. Czekam na dalsze części ♥ fighting!
OdpowiedzUsuńTen odcinek przy moim samopoczuciu dzisiaj... pasuje jak ulał. Muszę sobie swoja drogą ściągnąć Died President... Chanyeol to świnia w tym opowiadaniu, naprawdę go tu nie lubię. Ale to sprawia, że kocham czytać to opowiadanie. Jest nieprzewidywalne, "ostre" ... Takie toksyczne. Całe te otoczenie, w jakim Baek musi z nim żyć. I Drake, typ spod ciemnej gwiazdy, który myśli, że wszystko obraca się wokół niego. Powiem Ci szczerze Nojz, że postać Chanyeol'a w tym opowiadaniu, to chyba jedna z najcięższych osobowości, o jakich czytałam w fanfickach. On ma tak straszne wahania nastrojów przez te prochy... Sam jest taki psychiczny, że podziwiam Baekhyuna, że wgl daję radę tam wytrzymać. Ba... on go kocha i wierzy, że się zmienił. Sama nie wiem, czy Tao ma rację. Chyba zachowałabym się jak on... Do cholery. Przecież on i tak go nie posłucha -.-' Czy Bekon nie jest przypadkiem zaślepiony? Na jego miejscu zostawiłabym wszystko w piz du. ~ Wczułam się, sądząc po moim długim komentarzu. Musiałam wyrazić emocje. Padi.
OdpowiedzUsuńZjadło mój poprzedni komentarz, a ja nie pamiętam, co tam napisałam. ;_; no trudno, a Ty się martwiłaś, że nie przeczytałam. :c Jak mogłabym nie przeczytać mojego najulubieńszego opowiadania? *_* Chanyeol jest w tym opowiadaniu taki chamski. :c a Baek jakby naiwny no, nie umiem tego opisać. :c W ogóle zapomniałam, co tu chciałam napisać no. >.< czekam na kolejny! <3
OdpowiedzUsuńWiesz dobrze ze nie potrafie pisac ladnych komentarzy ktore wyrazalyby co czuje.... takze uzyje asdfghjasdfghjASDFGHJasdfghjsdfghj <33333 to jest tak cudne od samego poczatku ze nie sposob sie oderwac *O* plz chce dalej *O*
OdpowiedzUsuńRobi się coraz ciekawiej. Chan mnie powoli irytuje, ale podoba mi się to, że nie zmienia się z dnia na dzień, to jest proces, który niekoniecznie musi zakończyć się jego sukcesem, ale wierzę, że Baek przy nim zostanie i mu pomoże ^^ awh, kocham tę parkę i już nie mogę się doczekać, aż sama zacznę o nich pisać ^^
OdpowiedzUsuńOj, kotku to zaczynam od czepiania się w punktach:
OdpowiedzUsuńo one-shocie tym pierwszym i drugim chyba...
idzie się w tym pogubić nie uporządkowane jak już zmieniasz bohaterów (narracja)
to dajmy robisz gwiazdeczki i wpisujesz imię bohatera np: ***Chan*** itd.
Ogólnie coś z ciebie będzie ;) Pomysły masz dobre i generalnie dobrze się zapowiadało lecz wszystko poszło się pieprzyć przy scenie seksu ;(
Bez rozciągnięcia by w niego nie wszedł, a jakby jednak wszedł to uke by wylądował w szpitalu. Smutna rzeczywistość ;_; I musi być też odpowiednie nawilżenie np:lubrykant. A jeśli chodzi o rozciągnięcie to cytuję moją koleżankę "Paluszki w tyłeczku i nożyczki" życzę weny i ćwicz kochana ćwicz ;*
dzięki za przydatne uwagi ;* na pewno wezmę je pod uwagę podczas pisania ;) wezmę się do pracy i następne części postaram się żeby były lepsze ;3
UsuńWspaniałe opowiadanie! Już nie moge się doczekać co dalej. Naprawdę świetnie piszesz :) Hwaiting!
OdpowiedzUsuńZero_
O boże, dorwałam się do tego i normalnienie szczęka opada. ;3 Jesteś genialna, po prostu!
OdpowiedzUsuń