wtorek, 4 czerwca 2013

What the hell with us.

Tytuł: What the hell with us.
Paring: ChanBaek
Długość: Chaptered
Rodzaj: Dramat, Romans,Psychologiczny, Kryminał
Rating: G, NC-17





Rozdział 3.


Obudził mnie hałas. Zmarszczyłem czoło i przecierając oczy otworzyłem je. Rozejrzałem się po pokoju i zobaczyłem zamknięte drzwi. Chanyeol nigdy nie zamykał drzwi do sypialni w ciągu dnia jeśli byliśmy sami… Wstałem i już miałem ruszyć w ich kierunku, gdy moich uszu doszły krzyki dochodzące z korytarza. Znałem ten głos. Znałem go zbyt dobrze. Drake. Już chciałem wrócić do łóżka i udać, że mnie nie ma, ale zza drzwi dobiegł mnie niepokojący huk. Zamarłem. Miałem gdzieś to, że Drake mnie zobaczy, czy też nie. Otworzyłem drzwi z impetem i wpadłem do korytarza z kołaczącym jak dzwon sercem. Dwójka obecnych w pomieszczeniu zwróciła ku mnie zmrok. Chanyeol leżał na podłodze z rozwaloną wargą, a pochylający się nad nim Drake, który trzymając Chanyeola za koszulę zaraz przy szyi, podnosił go lekko ku górze, nie spuszczając ze mnie wzroku wyprostował się i szarpiąc rudzielcem odrzucił go na bok. Uśmiechnął się drwiąco.
- No proszę, kogo moje oczy widzą – zaczął. – Widzę braciszku, że wciąż obracasz się wśród tego samego towaru. – zakpił. – Jeszcze ci się nie znudził?
- Wyjdź. – mruknąłem. Miałem dość jego drwin i zbędnych uwag. – Wynoś się, Drake! – krzyknąłem widząc, że nie reaguje, tylko głupio się uśmiecha.
- Jeszcze tu wrócę. – zagroził i wyszedł trzaskając drzwiami. Jeszcze przez chwilę patrzyłem na drzwi, po czym podszedłem do wciąż siedzącego na ziemi Chanyeola. Przyklęknąłem obok niego i chciałem obejrzeć jego ranę. Jednak on odepchnął mnie gwałtownie tak, że tracąc równowagę poleciałem do tyłu uderzając plecami o drewnianą podłogę.
- Kretyn... – warknął. – Miałeś siedzieć cicho i udawać, że Cię nie ma! Miałeś się nie wtrącać! – wrzasnął i wyszedł do łazienki trzaskając drzwiami. Siedziałem na środku korytarza i wpatrywałem się w martwy punkt próbując zrozumieć co się dzieje i opanować drażniący ból w lewej łopatce. Czyli co? Dawny Chanyeol wraca? Wszystko jak zawsze musiał zniszczyć Drake… Gdyby tylko mógł zostawić Channiego w spokoju.. Zniknąć z jego życia… Wtedy na pewno byłoby o wiele prościej. Tylko, że ciężko będzie się pozbyć kogoś takiego jak Drake. To chyba wręcz nie możliwe…
Podniosłem się i rozmasowałem obolały łokieć, łopatki nie byłem w stanie dosięgnąć na tyle, by ją rozmasować. Udałem się spokojnie do sypialni i ubrałem na siebie dresowe, szare spodnie i czarny T-shirt. Postanowiłem zignorować wybuch swojego chłopaka i zabrać się za przygotowanie… obiadu? Tak długo spałem? Widząc na zegarze wybijające właśnie południe zrezygnowałem ze śniadania i zabrałem się za obiad.  Już miałem zabrać się za gotowanie ryżu, kiedy usłyszałem huk uderzających o ścianę w korytarzu drzwi do łazienki. Wyjrzałem z kuchni i zobaczyłem Chanyeola, który ubierał buty.
- Wychodzisz? – spytałem cicho nie chcąc się narazić i przypadkiem nawinąć się pod jego rękę.
- Nie czekaj z obiadem. – mruknął pod nosem.
- Ale… - zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć wyszedł trzaskając drzwiami. Zostałem sam, a wokół nie unosiła się nieprzyjemna cisza zmieszana z rozchodzącą się w powietrzu złością. Przysiadłem na brzegu kanapy i wpatrywałem się w zwiędnięte kwiaty w doniczce. O co poszło tym razem? Znowu o pieniądze? Czy może o sam fakt istnienia braterskiej więzi między nimi, której obaj tak bardzo nienawidzili? Westchnąłem ciężko i wróciłem do kuchni. Wyłączyłem gaz, na którym grzał się obiad. Ode chciało mi się jeść. Poszedłem do salonu i podszedłem do okna. Oparłem się na wyprostowanych rękach o parapet i przyłożyłem czoło do zimnej szyby. Wypuściłem ciężko powietrze i spojrzałem na ulice. Z czwartego piętra naprawdę wiele można zobaczyć… Dostrzegłem Chanyeola, która stał na rogu z jakimś gościem, który miał kaptur na głowie. Chyba się kłócili. Obaj wymachiwali rękoma i coś natarczywie sobie tłumaczyli. Tamten zaczął Chanyeola lekko pchać energicznymi ruchami ręki, która uderzała o ramiona rudzielca. Chanyeol szarpnął się odrzucając rękę drugiego. Odwrócił się na pięcie i poszedł szybkim krokiem w przeciwnym kierunku. Tamten coś krzyknął i pobiegł za nim. Próbowałem obserwować ich dalej, ale widoczność ograniczało mi okno, które zostało pozbawione klamki po tym, jak rok temu Drake o mało mnie przez to okno nie wyrzucił… Osunąłem się na dywan, zamknąłem oczy, odchyliłem głowę w tył opierając ją o zimną, odrapaną ścianę i siedziałem tak przez kilka minut. Wsłuchiwałem się w panującą ciszę i tykanie tego cholernego zegara. Zaczęło mnie to wszystko denerwować. To miejsce, ta cisza, ta cholerna, wyprowadzająca z równowagi pustka, która towarzyszyła mi zamiast kochanego przeze mnie człowieka. Wstałem gwałtownie i poszedłem pod prysznic. Gdy strumień gorącej wody oblał moje nagie ciało syknąłem. Przesunąłem dłonią po plecach i poczułem lekkie zgrubienia, zadrapania. No tak, paznokcie Chanyeola… Zapomniałem, że nie tylko ja wbiłem w jego ciało wczoraj swoje paznokcie. Tyle, że moja skóra na pewno była bardziej wrażliwa… Nie ważne. Wziąłem ten prysznic, ubrałem się i postanowiłem odwiedzić dawnego przyjaciela. Miałem nadzieję, że jeszcze mieszka w tym samym miejscu… Wziąłem taksówkę i pojechałem do jednej z bogatszych dzielnic Seulu. Tao miał dużo pieniędzy, ale nigdy nie odważyłbym się prosić go o pomoc, pożyczenie pieniędzy czy załatwienie pracy. Był świetnym, przedsiębiorczym człowiekiem, którego marzeniem było otwarcie własnej firmy. Ciekawe, czy mu się to udało…
Stanąłem przed drzwiami jego domu. Był tak samo okazały, jak rok temu. No, może pojawiło się trochę ulepszeń i udoskonaleń tu i ówdzie. Wziąłem głęboki wdech i wcisnąłem przycisk na domofonie.
- Tak? – usłyszałem ciepły, kobiecy głos. Zwątpiłem. – Hallo? Przecież cię widzę… - Dodała po chwili. No tak, przecież mieli kamerę.
- Dzień dobry… Bo ja… - nie bardzo wiedziałem, co powiedzieć… - J-jest Tao? – wydukałem w końcu. Usłyszałem dźwięk, który sygnalizował otwieranie furtki. Popchnąłem ją i wszedłem na teren posesji. Rozejrzałem się dookoła i powolnym, niepewnym krokiem szedłem ku drzwiom frontowym. Usłyszałem dźwięk przekręcanego w nich zamka. Spojrzałem w tamtą stronę i po chwili zobaczyłem śliczną, młodą brunetkę, która w nich stała z dzieckiem na ręku. Nagle pojawił się w nich też blondyn. Przyjrzał mi się uważnie, po czym serdecznie się uśmiechnął.
- Uszczypnijcie mnie! – krzyknął radośnie. – Baekhyun! – roześmiał się i zszedł do mnie po schodkach. Podrapałem się w tył głowy. Zrobiło mi się głupio, zostawiłem go tak bez pożegnania, słowa wyjaśnienia, nawet nie powiedziałem mu wtedy, że wyjeżdżam. A on najnormalniej w świecie ucieszył się na mój widok.  – Wróciłeś! Myślałem, że już się nie zobaczymy, zapadłeś się jak kamień w wodę… - zrobił lekką pauzę, wziął głębszy oddech. Jakby zastanawiał się, czy to powiedzieć, czy nie. – Miałem nawet przypuszczenia, że to robota tego całego Chanyeola…
Na te słowa stanąłem jak wryty. Oskarżał go o to, że on mógłby mi coś zrobić? Znaczy… No robił, często. Ale wiem, że nigdy nie posunąłby się aż tak daleko. Nie on.
- Wchodź, zapraszam. – Tao wskazał gestem dłoni swój dom. – Poznasz moją rodzinę. Co Cię sprowadza do Seulu? Gdzieś Ty w ogóle był? Wszystko musisz mi opowiedzieć!
Zarzucił mnie setką pytań i informacji. Miał rodzinę? Jest właścicielem firmy? Mam mu wszystko opowiedzieć? Nie wiem, czy powinienem… Ale postanowiłem oddać się temu spotkaniu. W końcu miałem okazję choć na chwilę pobyć w innym świecie…
Wszedłem do środka, gdzie moje oczy zostały lekko oślepione czystością, porządkiem i elegancją tego miejsca. Wszystko było idealne, każdy szczegół dokładnie dopasowany, wszystko trzymało się swojego stylu. To trzeba było mu zarzucić, był pedantem do kwadratu. Wszystko musiało być na swoim miejscu, dokładnie ustawione, wszystko na swoim miejscu, dopasowane i idealne. Tao był ułożonym, eleganckim i porządnym człowiekiem, z zamożnej rodziny. Był naprawdę w porządku. Znaliśmy się już od dawna, to on mnie zawsze wspierał, gdy miałem trudne chwile, czy problemy. Jednak nigdy nie pozwoliłem mu pożyczyć mi pieniędzy. Potrzebowałem prawdziwego przyjaciela, nie jego pieniędzy i rzeczy materialnych.
- To moja żona, Sinmyeon. A to nasze dzieci, pięciomiesięczny Jinyoung i jego siostra bliźniaczka, Seomin. – przywitałem się z serdeczną brunetką, która bujała leżące w wózku bliźniaki. – Siadaj, proszę. Czego się napijesz? Herbata? Kawa? Woda, sok?
- Kawy poproszę… - odparłem cicho.
- To ja zrobię. – zdeklarowała się Sinmyeon i z uśmiechem zniknęła w kuchni, zostawiając dzieci pod opieką niańki, która zabrała je do ogrodu. Zostaliśmy z Tao całkiem sami, nie pamiętam kiedy ostatnim razem byliśmy razem, rozmawialiśmy.
- No, więc gdzie się podziewałeś? Co się działo? – spytał. – W ogóle… dlaczego wtedy zniknąłeś?
- Och… To długa historia… - odpowiedziałem cicho gładząc delikatnie krawędzie bialutkiego obrusu okrywającego stół.
- To przez niego zniknąłeś, tak? – spytał po chwili. – Zrobił Ci coś?
- Co? Nie, nie! Wyjechałem z własnej woli… - dodałem już spokojniej. – Miałem wszystkiego dość…
- I gdzie się podziewałeś? Nawet mi nie powiedziałeś, że wyjeżdżasz… - posmutniał. Zrobiło mi się przykro. Znowu nawaliłem…
- W Londynie, byłem u siostry. Wiem… Przepraszam, to była taka spontaniczna decyzja. Podjęta pod wpływem chwili.. Której potem żałowałem… - ostatnie zdanie dodałem już znacznie ciszej.
- Rozumiem, tak bywa. – ożywił się.- Więc? Co Cię sprowadza z powrotem do Seulu? Kiedy wróciłeś? No i oczywiście gdzie mieszkasz? Masz gdzie się zatrzymać? – spytał z uśmiechem.
- Wróciłem jakieś kilka dni temu… Dwa.. .Trzy dni temu może..
- I dopiero teraz do mnie przychodzisz? Chłopie! – klepnął mnie w ramie i się zaśmiał. – A co Cię sprowadza? Wróciłeś na długo? – zarzucił mnie ponownie setką pytań i pocałował Sinmyeon delikatnie w usta w podziękowaniu za kawę, która nam przyniosła.
- To ja wam nie przeszkadzam, idę na górę. – uśmiechnęła się. – miło było Cię poznać. – skinęła delikatnie głową i zniknęła na schodach.
- Raczej na stałe, jeśli nic się nie popsuje… - mruknąłem pod nosem.
- Nic się nie popsuje? – powtórzył. – Nic się nie pop… No chyba żartujesz! – automatycznie przestał się uśmiechać. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że do niego wróciłeś…
Co miałem odpowiedzieć? Przecież gdybym zaczął zaprzeczać, to i tak by nie uwierzył. Po prostu zrezygnowany spuściłem wzrok chowając ręce pod stołem.
- Co to jest? – spytał i złapał moją lewą rękę. Przyjrzał się uważnie siniakowi w okolicy łokcia. -Baekhyun! On jest niebezpieczny! – jęknął. – Mówiłem Ci to od samego początku! To jego sprawka, prawda?! – warknął. Wyszarpnąłem się z jego uścisku.
- On się zmienił. Z resztą… - zmarszczyłem brwi. – To chyba nie Twoja sprawa… - dodałem ciszej.
- Nie moja? – prychnął. – Jesteś moim najlepszym przyjacielem, a Ty mi mówisz, że to nie moja sprawa… Baekhyun, on się nad Tobą znęca?
- Nie! – krzyknąłem. – Nikt się nade mną nie znęca! To był wypadek i to nie jego wina. Po prostu straciłem równowagę i upadłem. – tłumaczyłem się. Sam nie wiem po co.
- Akurat, słyszysz się?! Kogo próbujesz oszukać? Chanyeol nigdy się nie zmienił i nigdy się nie zmieni!
Rozzłościł mnie. Nie miał pojęcia o niczym, a miał już okrojone zdanie o moim chłopaku i jak widać nie chciał go zmieniać. Nawet nie przeszło mu przez myśl, że on mógłby naprawdę się zmienić. Podniosłem się gwałtownie z miejsca.
- Chyba już pójdę… - rzuciłem i ruszyłem w stronę drzwi. Dostrzegłem Sinmyeon schodzącą ze schodów, skinąłem jej na pożegnanie.
- Bo co? – krzyknął za mną Tao. - Chanyeol Ci da nauczę za to, że za długo Cię nie było!? A może znowu Cię pobije?! – zacisnąłem dłonie w pięści. Odwróciłem się na pięcie.
- Nie masz prawa… skreślać go na starcie. Nie masz o niczym pojęcia. – wycedziłem przez zaciśnięte zęby i pospiesznie wyszedłem słysząc za plecami zdenerwowaną Sinmyeon, która karciła męża za jego zachowanie.
Wsiadłem do autobusu i chciałem jak najszybciej być w domu. Byłem wściekły. Dlaczego Tao nie chciał nawet spróbować zrozumieć naszej sytuacji? Dlaczego skreślał mojego ukochanego nawet nie dając mu szansy na to, by spróbował się zmienić? Kiedy tylko autobus zatrzymał się na przystanku wysiadłem z niego i szybkim krokiem wszedłem do kamienicy. Drake wiedział, że wróciłem, więc teraz musiałem poruszać się po tym miejscu dwa razy bardziej ostrożnie. Kiedy stanąłem przed drzwiami i już miałem przekręcić kluczyk w drzwiach, moim uszom doszły dźwięki głośnej muzyki. Zmarszczyłem brwi i nacisnąłem klamkę. Kiedy tylko drzwi się otworzyły uderzył we mnie zapach papierosów, alkoholu i…
- Zioło… - szepnąłem. I zacząłem krztusić się nieprzyjemną mieszanką. Pół mieszkania było opętane przez szary dym unoszący się w powietrzu. Co jest? Pomyślałem. Zamknąłem drzwi i zajrzałem do salonu, gdzie spotkałem się z nieprzyjemnym widokiem. Dudniące w całym mieszkaniu „Dead President”, które przyprawiało o ból głowy i drażniący oczy i nozdrza dym palonej marihuany, który był niemalże tak gęsty, że mogłem go kroić nożem przyprawił mnie o zawroty głowy. Oba fotele były zajęte przez… Jeden z nich był tym mężczyzną w kapturze, z którym rozmawiał w południe Chanyeol. Drugiego pierwszy raz widziałem na oczy. Chanyeol siedział na kanapie, ręce miał rozłożone na oparciu, głowę odchyloną w tył i uśmiechał się pod nosem mrucząc pod nosem tekst piosenki lecącej… Chciałoby się powiedzieć w tle, ale to raczej wszystko inne było tłem do tej piosenki.
- O! – jeden z gości rudzielca dostrzegł mnie w drzwiach. – Chan, gościa masz chyba! – rzucił i roześmiał się. Chanyeol podniósł głowę z oparcia kanapy i spojrzał w moją stronę. Miał całkowicie zaćpane oczy. Patrzył na mnie bez żadnych emocji, a ja poczułem jak zaczyna mi się robić słabo. Uśmiechnął się kpiąco, a ja potrząsnąłem głową, by się ocknąć i szybko wbiegłem do sypialni zamykając szczelnie drzwi. Otworzyłem okno na oścież i wciągnąłem nosem świeże powietrze, którego całkowicie było brak praktycznie w całym mieszkaniu. Gdy w pokoju znalazła się odpowiednia dla mnie ilość tlenu, by móc swobodnie i trzeźwo oddychać, osunąłem się bezradnie na podłogę. Wplotłem szczupłe palce we włosy i załkałem.
- Baekhyun… - szepnąłem sam do siebie. – Dasz sobie radę, poradzisz sobie z tym. Jesteś silny… - szeptałem do siebie naiwnie wierząc, że moje słowa dodadzą mi sił. Nagle drzwi do pokoju się otworzyły i tym samym wymieszały moje świeże powietrze z tym paskudztwem unoszącym się za ścianą. Uniosłem głowę i zobaczyłem stojącego nade mną Chanyeola. Zaskoczył mnie. Czego chciał? Bo na pewno nie chciał przeprosić… Przykucnął przy mnie i zaczął mi się przyglądać. Już chciałem coś powiedzieć, gdy ten uśmiechnął się zadziornie i w mgnieniu oka wpił się w moje usta. Poczułem dym i nieprzyjemny smak w ustach, który wdzierał się do mojej buzi prosto z ust rudzielca i drażnił nieprzyjemnie moje gardło. Zacząłem się dusić. Chanyeol odsunął się na moment śmiejąc się i pozwolił mi uspokoić swój kaszel. Po czym przydusił mnie do ściany, trzymając moje ręce nad moją głową, drugą ręką sięgnął do mojego krocza i złapał mnie tam lekko ściskając. Jęknąłem, a on ponownie się zaśmiał i przywarł do moich ust. Nie chciałem, opierałem się. Nie miałem zamiaru połykać tego paskudztwa, które próbował mi przekazać przez pocałunki. Był totalnie zaćpany, a ja nie miałem ochoty tego tolerować. Zacisnął swoją rękę mocniej, co wywołało u mnie falę bólu i gorąca, która zalała moje ciało. Pod wpływem jęku rozchyliłem lekko usta, z czego skorzystał rudzielec i wepchnął swój język do moich ust. W końcu się poddałem, zmęczony, albo osłupiały przez ten chory dym. Sam nie wiem, ale po prostu zacząłem oddawać jego zachłanne pocałunki. Oderwaliśmy się od siebie, chłopak puścił mnie, wstał i wyszedł zostawiając mnie całkiem rozstrojonego na podłodze, pogrążonego we własnych fantazjach, które mieszały się ze złością i pożądaniem. Sam nie wiem co było silniejsze. Opadłem na ścianę łapiąc oddech i próbując opanować bicie swego serca…
Moich uszu dochodziły jakieś szelesty, stuknięcia. Zmarszczyłem nos i chciałem otworzyć oczy, ale poczułem przeszywający moją głowę ból. Syknąłem i złapałem się obiema rękami za głowę. Przecież nie miałem kaca, więc dlaczego tak bolała? Powoli rozsunąłem powieki i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wciąż byłem w naszej sypialni, ale nie pamiętam, żebym kładł się do łóżka. Uniosłem się na łokciach i spojrzałem w stronę drzwi. Były lekko uchylone, a zza nich dochodził zapach gorącego ramen. Chanyeol znowu robił obiad? Zdziwiło mnie to. Ten chłopak z każdym dniem zaskakiwał mnie coraz bardziej. Nagle mnie olśniło. Strzeliłem sobie w czoło z otwartej dłoni, czego pożałowałem od razu doznając dodatkowego bólu głowy.
- Aish… - jęknąłem. Robił obiad, bo chciał mnie udobruchać za wczorajszą… imprezę. Ale tym razem grubo przegiął. Przez niego nawdychałem się tego świństwa, a wiedział doskonale jak tego nienawidzę. Podniosłem się powolnie z łóżka i ruszyłem w stronę kuchni, po drodze zaglądając do salonu.
- Syf – mruknąłem pod nosem. – że też mnie to nie dziwi…
Stanąłem w drzwiach kuchni i oparłem się o ich futrynę krzyżując ręce na piersi. Chanyeol gotował w najlepsze i nucił coś pod nosem. Och, jaki on radosny. Głąb. Niszczy sobie życie… Jakbym go kopnął raz, a porządnie, to by widział… Odwrócił się i zobaczył mnie. W jego oczach pojawił się niepokojący moje serce błysk. Podszedł do mnie z uśmiechem i chciał mnie pocałować. Odchyliłem głowę i powstrzymałem go kładąc pięść na jego klatce piersiowej. Wyprostował się i spoważniał. Dostrzegłem kątem oka jego niezadowoloną minę. Wiem, że tego nie lubił. Ale musi się nauczyć, że nie będę tolerował jego dziecinnego zachowania. Nie będzie ćpunem. Nie pozwolę na to.
- Zrobiłem obiad. – mruknął. – Smacznego. – rzucił po chwili i wyszedł do korytarza łapiąc w locie swoją bluzę.
- Czekaj! – rzuciłem za nim. Zatrzymał się i spojrzał na mnie. – Gdzie idziesz?
- Nie wiem, przed siebie. – odparł wzruszając ramionami.
- Ja nie będę sprzątał tego syfu w salonie. – odparłem i usiadłem do stołu nalewając sobie zupy.
- Sugerujesz, że mam to sprzątnąć? – parsknął rozbawiony.
- Co w tym śmiesznego? – spytałem całkiem spokojnie. – Właśnie to sugeruję. – wziąłem pierwszy łyk. – Smaczna. – powiedziałem to bardziej do siebie, niż do niego.
- Nie będę tego sprzątał. – prychnął i ruszył w kierunku drzwi.
- Zobaczymy. – postanowiłem przyjąć nieco inną taktykę. Przestanę się z nim obchodzić jak z jajkiem. Nawet, jeśli miałby mnie znowu uderzyć.
- Co mówiłeś? – mruknął.
- Nic, nic. Nie czekaj za mną z kolacją. – rzuciłem i ruszyłem w stronę łazienki. Specjalnie nie zamknąłem za sobą drzwi, zostawiłem je uchylone.
- Co? – usłyszałem z korytarza. Uśmiechnąłem się pod nosem. – Jak to mam nie czekać z kolacją? Gdzie Ty idziesz? – mruknął i stanął w drzwiach przyglądając się temu, jak się rozbieram i szykuję sobie kąpiel.
- Nie wiem, przed siebie. – odpowiedziałem i uśmiechnąłem się ironicznie.
- Baekhyun… - warknął i zrobił krok w przód. – Nie mów do mnie w ten sposób…
- Bo co? I niby jakim tonem? Ty możesz tak do mnie mówić, a ja do Ciebie nie? – spojrzałem na niego z wyrzutem. Podszedł do mnie, złapał mój nadgarstek i szarpnął mną tak, że uderzyłem plecami o ścianę. Skrzywiłem się, a Chanyeol obezwładniając mnie przygniótł do ściany i ścisnął mocniej uścisk. Ale ja wcale nie miałem zamiaru dać za wygraną.
- I co teraz? Uderzysz mnie? – spytałem patrząc mu prosto w oczy. Chłopak zmieszał się nieco i jeszcze przez chwile ściskał moje nadgarstki zgrzytając zębami. Czułem jak drży. Szarpnął mną odpychając mnie na bok i szybko wybiegł z mieszkania. Wyszedłem z łazienki w samych spodenkach i zawiesiłem wzrok na drzwiach, za którymi zniknął. Uśmiechnąłem się sam do siebie i poszedłem się wykąpać. Kiedy wyszedłem z łazienki wycierając włosy poszedłem do kuchni zrobić sobie kawy. Usłyszałem trzask drzwi. Znieruchomiałem. Postanowiłem jednak wyjrzeć z kuchni. Dostrzegłem sylwetkę Chanyeola.  Spojrzał w moją stronę smutnym wzrokiem i blado się uśmiechnął. Odwzajemniałem jego uśmiech i podszedłem do niego. Wspiąłem się na palcach i przytuliłem się do niego. Kiedy odsunęliśmy się od siebie, spojrzał na mnie zdziwiony.
- Baekhyun-ah… - jęknął rozżalony i wtulił się we mnie chowając twarz w moim ramieniu. Uśmiechnąłem się i pogładziłem go po głowie. – Przepraszam… - szepnął niewyraźnie.
- Shh… - wziąłem jego twarz w dłonie i uśmiechnąłem się do niego. - Powstrzymałeś się. A to już wiele.
- Wcale nie, wciąż mogę Cię… - nie chciałem tego słuchać. Złożyłem na jego ustach czuły pocałunek i mocno się do niego przytuliłem. Zmarszczył czoło, spuścił głowę i westchnął ciężko..
– Dobra, pomogę Ci to posprzątać… - mruknął, odrzucił kurtkę na szafkę z butami i ruszył do salonu. Zaśmiałem się bezdźwięcznie i ruszyłem za nim.


Tego popołudnia naprawdę uwierzyłem, że jest szansa, że damy radę. Dałem się może ponieść emocją i głupiej nadziei, ale tego dnia poczułem, że naprawdę jestem w stanie mu pomóc, że razem damy sobie jakoś radę i uda nam się to wszystko jakoś przeżyć bez większych strat. Chociaż nie wziąłem pod uwagę tego, że jednak nie agresja Chanyeola będzie naszym największym problemem…

16 komentarzy:

  1. lubię twoje opowiadania^^
    wczuwam się w Baekhyuna i rozumiem co czujr przez co całość jeszcze bardziej mi się podoba^^
    weny na dalsze części^^
    (wpadnij czasem do mnie http://www.take-my-heart-kpoplovers.blogspot.com/?m=1 piszę główne o EXO więc może coś ci się spodoba^^)
    jeszcze raz: hwaiting^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Idealnie. *3* Tak jest idealnie... ;_;
    Nie mogę się już doczekać dalszego ciągu... ;-; ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże to opowiadanie jest świetne...Nie takie przesłodzone jak większość i w ogóle..Czekam na dalsze części ;3;

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam się popłakać, ale chyba zapomniałam jak to się robi. Od pierwszej części. Łzy w oczach, nie wiem czy mam feelsować przez słodkość, czy płakać ze słodkości i brutalność, tego jak Chan krzywdzi Baeka.. Wiem tylko tyle, że opowiadanie jest cudowne i pragnę więcej. Przez cały czas jak czytałam to z niewiadomych przyczyn się trzęsłam. Tak bardzo pokochałam to opowiadanie. Czekam na dalsze części z utęsknieniem.
    Hwaiting ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach nic tylko dziękować mojej bezsenności <3 To opowiadanie jest mega ciekawe. Piszesz w taki sposób że odczuwam każdą emocje w nim zawartą, a uczucia Baekhyuna stają się moimi. Pisz szybko nowy rozdział bo akcja staje się coraz ciekawsza~ Weny!
    N~

    OdpowiedzUsuń
  6. kocham to opowiadanie tak bardzo asdrgtrhyytjntyjv <3 moment, gdy Baek odwiedził Tao był taki... lekki? nie wiem jak to ująć, po prostu ucieszyłam się na samą myśl, że biedny Baekhyun wreszcie spotka się z dawnym przyjacielem, chociaż wiemy jak to się skończyło. no i najarany Chanyeol... wiadomo, że nie bardzo podoba mi się ta wizja jego i to, że jest agresywny ale w tym opowiadaniu nie zwracam na to zbytnio uwagi. czytałam jednym ciągiem z zapartym tchem i znowu jestem pod wrażeniem twojego talentu do pisania ♥ kolejnych tak dobrych rozdziałów nie tylko WTH, hwaiting! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Twoje opowiadanie jest takie przygnębiające a za razem piękne. Bardzo dobrze piszesz i doskonale wcielasz się z Bacona. Czekam na dalsze części ♥ fighting!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten odcinek przy moim samopoczuciu dzisiaj... pasuje jak ulał. Muszę sobie swoja drogą ściągnąć Died President... Chanyeol to świnia w tym opowiadaniu, naprawdę go tu nie lubię. Ale to sprawia, że kocham czytać to opowiadanie. Jest nieprzewidywalne, "ostre" ... Takie toksyczne. Całe te otoczenie, w jakim Baek musi z nim żyć. I Drake, typ spod ciemnej gwiazdy, który myśli, że wszystko obraca się wokół niego. Powiem Ci szczerze Nojz, że postać Chanyeol'a w tym opowiadaniu, to chyba jedna z najcięższych osobowości, o jakich czytałam w fanfickach. On ma tak straszne wahania nastrojów przez te prochy... Sam jest taki psychiczny, że podziwiam Baekhyuna, że wgl daję radę tam wytrzymać. Ba... on go kocha i wierzy, że się zmienił. Sama nie wiem, czy Tao ma rację. Chyba zachowałabym się jak on... Do cholery. Przecież on i tak go nie posłucha -.-' Czy Bekon nie jest przypadkiem zaślepiony? Na jego miejscu zostawiłabym wszystko w piz du. ~ Wczułam się, sądząc po moim długim komentarzu. Musiałam wyrazić emocje. Padi.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zjadło mój poprzedni komentarz, a ja nie pamiętam, co tam napisałam. ;_; no trudno, a Ty się martwiłaś, że nie przeczytałam. :c Jak mogłabym nie przeczytać mojego najulubieńszego opowiadania? *_* Chanyeol jest w tym opowiadaniu taki chamski. :c a Baek jakby naiwny no, nie umiem tego opisać. :c W ogóle zapomniałam, co tu chciałam napisać no. >.< czekam na kolejny! <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiesz dobrze ze nie potrafie pisac ladnych komentarzy ktore wyrazalyby co czuje.... takze uzyje asdfghjasdfghjASDFGHJasdfghjsdfghj <33333 to jest tak cudne od samego poczatku ze nie sposob sie oderwac *O* plz chce dalej *O*

    OdpowiedzUsuń
  11. Robi się coraz ciekawiej. Chan mnie powoli irytuje, ale podoba mi się to, że nie zmienia się z dnia na dzień, to jest proces, który niekoniecznie musi zakończyć się jego sukcesem, ale wierzę, że Baek przy nim zostanie i mu pomoże ^^ awh, kocham tę parkę i już nie mogę się doczekać, aż sama zacznę o nich pisać ^^

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj, kotku to zaczynam od czepiania się w punktach:
    o one-shocie tym pierwszym i drugim chyba...
    idzie się w tym pogubić nie uporządkowane jak już zmieniasz bohaterów (narracja)
    to dajmy robisz gwiazdeczki i wpisujesz imię bohatera np: ***Chan*** itd.
    Ogólnie coś z ciebie będzie ;) Pomysły masz dobre i generalnie dobrze się zapowiadało lecz wszystko poszło się pieprzyć przy scenie seksu ;(
    Bez rozciągnięcia by w niego nie wszedł, a jakby jednak wszedł to uke by wylądował w szpitalu. Smutna rzeczywistość ;_; I musi być też odpowiednie nawilżenie np:lubrykant. A jeśli chodzi o rozciągnięcie to cytuję moją koleżankę "Paluszki w tyłeczku i nożyczki" życzę weny i ćwicz kochana ćwicz ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki za przydatne uwagi ;* na pewno wezmę je pod uwagę podczas pisania ;) wezmę się do pracy i następne części postaram się żeby były lepsze ;3

      Usuń
  13. Wspaniałe opowiadanie! Już nie moge się doczekać co dalej. Naprawdę świetnie piszesz :) Hwaiting!
    Zero_

    OdpowiedzUsuń
  14. O boże, dorwałam się do tego i normalnienie szczęka opada. ;3 Jesteś genialna, po prostu!

    OdpowiedzUsuń